ozpoczynam na blogu nowy cykl Tajniki pisarskiego warsztatu. Będę w nim próbowała odkryć sekrety warsztatu znanych pisarzy. Dziś nauczymy się od Bohumila Hrabala, jak pisać długie, potoczyste zdania, w których czytelnik może się rozsmakować.
Przed początkującym pisarzem stoi wiele wyzwań, spośród których dwa są zdecydowanie najważniejsze: stworzenie wiarygodnych bohaterów i wciągającej fabuły. Pisanie długich zdań nie jest najpilniejszym spośród tych zadań. Na początek wystarczy ograniczyć się do zdań maksymalnie trzykrotnie złożonych. Warto natomiast przeplatać ze sobą zdania o różnej długości i strukturze, o czym pisałam szerzej we wpisie Zdania lewostronne.
Jednak, kiedy opanuje się już podstawy pisarskiego warsztatu, warto go doskonalić. Niektórzy słynni pisarze są mistrzami w trudnej sztuce pisania długich, potoczystych zdań, w których można się rozsmakować. Do takich pisarzy z pewnością należy Bohumil Hrabal. Proponuje przyjrzeć się bliżej takiemu właśnie mistrzowskiemu zdaniu z pierwszego rozdziału Postrzyżyn:
Lubię te swoje płonące lampy, w których świetle noszę na stół talerze i sztućce, w których świetle otwierają się gazety albo książki, lubię oświetlone blaskiem lamp ręce leżące od niechcenia na obrusie, odcięte ludzkie ręce; ze splotu ich linii można wyczytać charakter człowieka, do którego te ręce należą; lubię owe przenośne lampki naftowe, z którymi wychodzę wieczorami naprzeciw gościom i oświetlam im twarze i drogę, lubię lampy, w których świetle robię szydełkiem firanki i pogrążam się w głębokich marzeniach, lampy, które zgaszone gwałtownym dmuchnięciem wydają dławiący swąd, wypełniający ciemny pokój niczym wyrzut.
Zdanie to ma prawie 100 wyrazów (a konkretnie 92). Jak autor osiągnął taki efekt, że zdanie czyta się z przyjemnością i nie wydaje się ono zagmatwane?
Bohaterem tego zdania są z pewnością lampy. Widzimy błyszczące w ich świetle sztućce, oświetlone nimi kartki książek i gazet, twarze i drogę. Światło wydobywa kontrasty, co szczególnie mocno widać we najpiękniejszym chyba fragmencie tego zdania, poświęconym rękom, których część oświetlona blaskiem lampy jest jakby odcięta od tej, która spoczywa mroku. Całe zdanie mieni się grą świateł i cieni. Jedność tematyczna jest jedynym z powodów, dla których tak długie zdanie nie wydaje się zagmatwane. Ale nie jedynym.
Z pewnością jest to także zasługa licznych powtórzeń, które rytmizują tekst. Pewnie Cię to dziwi, gdyż nauczyciele języka polskiego zwykle uważają powtórzenia za przewinienie stylistyczne. I mają rację. Przypadkowe powtórzenia najczęściej świadczą o ubogim słownictwie autora lub są wynikiem niedokładnej korekty. Dobry stylista powinien więc unikać powtórzeń przypadkowych, ale zarazem wiedzieć, jak używać ich celowo. Powtórzenia celowe mogą bardzo uatrakcyjnić, a przede wszystkim – doskonale zrytmizować tekst.
Celowe powtórzenie pojawiają się zawsze w tym samym miejscu tekstu (np. na początku kolejnych zdań) i dzięki temu eksponują treści ważne dla autora. Ponadto, spowalniają one tempo zdania, umożliwiają wprowadzenie nowych treści z opóźnieniem, dzięki czemu czytelnik może rozsmakować się w lekturze, poczuć, jakby czas płynął wolniej.
W zacytowanym fragmencie prozy Hrabala, na początku każdego z kolejnych zdań pojawia się czasownik lubię. W jednym tylko zdaniu słowo to występuje aż cztery razy, a jeszcze więcej, bo aż pięciokrotnie powtarza się słowo lampy. Jeszcze bardziej zadziwiające jest sześciokrotne powtórzenie słowa który (fraza w których świetle – pojawia się aż dwa razy pod rząd!). Ten niezwykle ryzykowny zabieg stylistyczny zastosowany przez niewprawnego pisarza mógłby świadczyć jedynie o nieporadności warsztatu. Pod piórem Hrabala niebezpieczne powtórzenie staje się atutem.
Zwróćmy uwagę, że słowo który nie pojawia się byle gdzie, lecz za każdym razem rozpoczyna kolejne zdania podrzędne, które są paralelne pod względem składniowym (jest to tzw. paralelizm składniowy). Dzięki umiejętnemu zastosowaniu tego zabiegu, tekst zaczyna przypominać mowę (bo gdy mówimy, nie zwracamy uwagi na powtórzenia), a cała historia rozwija się nieśpiesznie, jak opowieść przy ognisku. Ponadto, można w ten sposób osiągnąć efekt narastania wypowiedzi; Hrabal w każdym kolejnym zdaniu dodaje coś nowego do opisu lamp.
Pomimo, że jest to opis, Hrabal unika nudnego i statycznego czasownika być. Zastępuje go innymi, dynamicznymi czasownikami, takimi jak: noszę, wychodzę, oświetlam. Lampy opisane więc zostały poprzez działania, którym służą.
We fragmencie znajdziemy też wiele konkretnych, obrazowych rzeczowników. Jak pisałam w jednym z poprzednich wpisów, rzeczowniki w prozie powinny być obrazowe, aby uszczegóławiać opisywaną rzeczywistość i pobudzać wyobraźnię czytelnika. Nie piszmy więc o bliżej nieokreślonych domach czy samochodach, bezimiennych drzewach czy potrawach. W tekście Hrabala każdy rzeczownik jest konkretny, a więc np. firanki robione szydełkiem czy przenośne lampki naftowe.
Warto też zwrócić uwagę na dobór przymiotników, które uszczegóławiają rzeczowniki, np. gwałtowne (dmuchnięcie) czy ciemny (pokój), głębokie (marzenia), dławiący (swąd). Tych przymiotników wcale nie ma zbyt dużo, gdyż o malowniczości prozy decydują nie przymiotniki, lecz właśnie dobrze dobrane, konkretne i szczegółowe rzeczowniki.
Autor zadbał także o melodyjność tekstu. Osiągnął to poprzez dobór słów o odpowiedniej długości i właściwym brzmieniu. Spójrzmy raz jeszcze na końcówkę zdania:
(…) lampy, które zgaszone gwałtownym dmuchnięciem wydają dławiący swąd, wypełniający ciemny pokój niczym wyrzut.
Krótkie słowo wyrzut umieszczone na końcu tak długiego zdania i poprzedzone sekwencją dłuższych słów brzmi tak, jakby ktoś rzeczywiście nagle zdmuchnął lampę.
Zdjęcie: sxc.hu
Powiązane wpisy:
Pani teksty są świetne. Dziękuje.
Trafiłam do Pani szukając metod, które pomagałyby dzieciom rozwijać umiejętność pisania, ponieważ moja córka pisze lakonicznie, z dużym wysiłkiem i bez polotu. Nie potrafię jej pomóc z powodu moich doświadczeń szkolnych. Ogromnie lubiłam pisać. Zarówno wypracowania jak i pamiętniki, opowiadania. Czytałam i pisałam bez opamiętania. Na zadany krótki opis oddawałam wielostronicową pracę a nauczycielka rozpływała się w pochwałach. Podejrzewam, że widziała pokraczność wypowiedzi, wielokrotnie złożone zdania, górnolotny styl ale nie chciała hamować kreatywności. Niestety zachorowała i zmarła a moja nowa nauczycielka bezlitośnie wykreślała całe strony, rozcinała zdania czerwonymi kropkami, czerwonym wężykiem podkreślała całe ciągi zdań, ubarwiając marginesy miażdżącymi komentarzami na temat rozwlekłości. Łatwo się domyślić efektu edukacyjnego owych poczynań. Do dziś mam traumę. Nie lubię pisać, a gdy muszę piszę automatycznie, wszystkie przecinki namiętnie zastępując potem kropkami, byle powstały zdania możliwie najprostsze i najkrótsze. Z trudem mi się to udaje. Wciąż mam tendencję do rozpisywania się (co widać). Miało to być krótką dygresją. Do rzeczy. Przeczytanie powyższego postu wywołało dylemat, rozmyślania i chęć przełamania oporu w pisaniu. Pisaniu, którego bardzo mi brakowało, choćby pamiętnika, notatek, komentarzy na blogach. Postaram się przeplatać zdania złożone z prostymi i przypomnieć sobie radość jaką daje wyrzucanie z siebie tysięcy słów i myśli. Dziękuję.
Wracając do mojej córki, która w przeciwieństwie do mnie, nie odczuwa najmniejszej potrzeby pisania ani nawet opowiadania. Czy mogłaby Pani napisać artykuł o pisaniu przez dzieci ? Jak kierunkować, uczyć, zachęcać do pisania. Jakieś proste rady, by przychodziło im to łatwiej i dawało radość. Jak budować wrażenie lekkości pióra, przyjemności odbioru. Jak pisać gdy chcą by treść była zabawna, ciekawa, wciągająca ale na poziomie dziecka? Chciałabym żeby córka zaznała przyjemności z pisania. Chciałabym móc dać jej przekonanie, że robi to w kierunku rozwoju, bez względu na to czy nauczyciele będą oceniać podobnie.
Pozdrawiam Ala
Bardzo ciekawy komentarz. To normalne, że w młodości wielu z nas ma górnolotny styl. Czasami mam wrażenie, że ludzie bardzo młodzi mają w swych pisarskich próbach większe skłonności do patosu i powagi niż starsi. Ale nic w tym złego, z tego się wyrasta. Skoro pisanie sprawiało Pani radość, powinna Pani zapomnieć o dziecięcej traumie i dalej przelewać myśli na papier. Niech się Pani cieszy pisaniem, a czytelnicy to wyczują i docenią. Niech Pani się nadmiernie nie przejmuje tym, czy to jest wystarczająco dobre, tylko po prostu pisze. Z czasem ilość przejdzie w jakość:)
Co do pisania przez dzieci – zamierzam napisać taką książkę, ale wcześniej mam jeszcze w planach dwie inne, więc może póki co, zgodnie z Pani sugestią, napiszę wpis na blogu na ten temat:)
„Ilość przejdzie w jakość” 🙂 Tak dokładnie o to chodzi. Dokładnie tego spodziewała się moja pierwsza polonistka. Pamiętam, że początkowo podejmowała próby korekcji ale szybko zorientowała się, że one mnie dezorientują i blokują. Jestem nieuleczalnym wrażliwcem. Druga prawdopodobnie miała słuszne uwagi ale obcesowość, z jaką je podawała, była dla mnie trudna do udźwignięcia. Żałuję, że to mnie tak zablokowało. Przez lata nie pozwalałam moim myślom uwalniać się wraz z tuszem długopisu. Ten blog jest o literaturze, w moim przypadku nie o pisarstwo chodzi ale jak się okazało pełni też rolę misji i może pomóc w przełamaniu oporów w pisaniu „jakimkolwiek czegokolwiek”.
Będę ogromnie wdzięczna za wpis o pisaniu przez dzieci. Analizowałam ten temat i wiem, że jest złożony i wielowarstwowy ale będę czekać z niecierpliwością na jakieś wskazówki. Mam ogromne zaległości w podstawach. Nigdy oprócz wspominanego bezrefleksyjnego i nie wyjaśnianego przekreślania zdecydowanej większości tego co wychodziło spod mojego pióra, nie miałam okazji dowiedzieć się czegokolwiek ważnego w kreowaniu opowieści i szlifowania pisarskiego warsztatu. A „bryki” okazały się być wystarczające do zadowolenia licealnym polonistek. Pisze Pani wciągający bardziej niż niejeden kryminał blog dla profesjonalistów. Tych mniej zaawansowanych jako odbiorców treści jest znacznie więcej jak sądzę, przyda nam się parę wskazówek.
Pozdrawiam Ala.
Tak, mam świadomość, że powinnam stworzyć kilka wpisów na temat podstaw pisania i może już najbliższy wpis temu poświęcę. Pierwotnie planowałam, że na blogu będę pisała o tworzeniu tekstów literackich, internetowych i naukowych, ale istotnie – dział literacki od jakiegoś czasu zdominował pozostałe. Zamierzam niedługo wrócić do pozostałych tematów. Porównała Pani ten blog do kryminału – bardzo mi miło:)
A mi, dla odmiany, zdanie Hrabala bardzo się podoba.
Powtórzenia dodały tutaj zdaniu rytmu, nastroju i nie brzmią źle. Za to, kiedy sam redaguję lub piszę własne teksty (co prawda nie literackie, ale też chciałbym, żeby dobrze się czytały), czytelnicy zwracają mi uwagę, że mam słowo „który” odmieniane przez wszystkie przypadki w co drugim zdaniu i wypada to kiepsko.
Czy zna Pani jakieś sposoby na poradzenie sobie z tym problemem? Można zastępować „który” imiesłowami, ale wychodzi wtedy bardzo formalny i trudny w odbiorze tekst.
W tym wypadku najlepiej będzie podzielić zdania na krótsze. Zresztą, w tekstach internetowych zdania krótkie „czytają się” dużo lepiej. Ewentualnie można też zastąpić który średnikiem, ale to nie zawsze się sprawdzi. Najlepsze zdania to opowieści w miniaturze; mają swojego „bohatera” (tym bohaterem może być wszystko, także termin abstrakcyjny), który działa. Powinniśmy unikać rzeczowników odczasownikowych (np. czytanie) w roli podmiotu, a strony biernej, czasowników modalnych i czasowników mieć i być w roli orzeczenia. Wówczas zdania staną się bardziej dynamiczne, a powtórki takich słów jak który znikną samoistnie. Na ten temat piszę w najnowszej książce, więc na razie nie mogę więcej zdradzić:)
Dziękuję za odpowiedź!
Co do wyzej zacytowanego zdania,osobiscie uwazam,ze jest nudne i za dlugie.Takie zdania jak te nie trafiaja do przecietnego odbiorcy.I wbrew temu co Pani twierdzi takie zdania sie bardzo zle czyta.Pozdrawiam
Najpierw interpunkcja i polskie znaki później krytyka. Pozdrawiam